Monia po poskładaniu złamanej kończyny bardzo szybko doszła do siebie. Na dwór, mimo że teren nasz jest ogrodzony, musieliśmy wyprowadzać ją na smyczy, jako że w swojej psiej łepetynie miała tylko jedną zachciankę: bieg i to szybki. W domu też trudno jej było spokojnie usiedzieć w jednym miejscu. Dzisiaj przed południem coś ją zaintrygowało i zanim się obejrzałam, pognała radośnie schodami na poddasze, czyli aż dwie kondygnacje! Innym jej wybrykiem był skok na sofę i zeskok z niej. Naprawdę trudno było ją upilnować nie mając oczu dookoła głowy.
Dzisiejszy dzień był dniem kontrolnym u weta. Byłam dobrej myśli, bo przecież Monia taka wesoła, taka żywotna. A tymczasem okazało się, że potrzebna druga operacja! Tytanowa płytka stabilizująca poskładane kości uległa wykrzywieniu. Z pewnością nie stało się to samoistnie, aktywność i temperament żywiołowej psiny okazały się mocniejsze niż tytan!
Ponownie operacja. Prostowanie płytki. Nowe szwy. Nowy, tym razem większy opatrunek. Znowu ból i cierpienie mojego psa. Aż chce się płakać patrząc na Monię.
Nastał czas na zmiany, na dodatkowe ograniczenia swobód Moni do czasu zakończenia rekonwalescencji.
Pozytywną wiadomością jest ta, że wartości wątroby, które tak katastrofalnie wyglądały po wypadku (wstrząs pourazowy!), teraz są w górnej granicy normy.
I to by było na razie na tyle
Wasza Marta
Wszystkiego dobrego dla Moni. 🙂
to ci Monia- idzie ku dobremu, jeszcze chwilka i będzie fikała jak szczenie.
dużo cierpliwości dla Pańciów i samej Moni.
pozdrawiam
Danka
Dobre i złe wiadomości. Życzmy, aby były już tylko dobre. 🙂
Trzymamy kciuki 🙂
Dużo zdrówka ❤️ dla małej