Odwiedziny naszych przyjaciół to radość w domu, a gdy jeszcze towarzyszy im u nas urodzony pies, to radość jest podwójna. Radość do potęgo entej sprawiają spotkania po latach, jak było teraz gdy przyjechał do nas Artur z Mo. Tak, ten sam, co tu pisze jako Mo_Po_Wiola_artur. W tym i w starym blogu. Od 7,5 lat czyli od momentu gdy Mo zamieszkała z jego rodziną. Mo, siostra mojej Moni, prawie ośmiolatka, ale kto by psiej dziewczynie lata liczył, szczególnie że ich po niej nie widać. Energicznie wraz z Arturem wspinała się na stos sążni (!!), animując do wspinaczki Kacperka. A i wspólne biegi przez kałuże, błoto i topniejący śnieg cieszyły psi duet. Patrzyłam na nich z przyjemnością również ciesząc się spacerem i wcale a wcale mi nie przeszkadzało, że w butach chlupała mi woda!
Dopiero co odjechali, a ja już tęsknię.
Zaraz zrobię sobie kawę i wypiję ją z jednego z kubeczków przywiezionych mi przez Artura, a ozdobionych przez jego małżonkę specjalnie dla mnie. Prawda, że urocze?
Do następnego razu!
Wasza Marta
witam
bardzo lubię czytać to co Pani pisze, oddaje wszystko to co można przeżyć ze spotkań z naszymi pieskami Ma to wspaniały wyraz i głębie – jak by to nie miało zabrzmieć!
Dzięki – daje to siłę i chęci do pracy.
pozdrowienia dla Naczelnego
Danka
Pierwsze zdjęcie – latające psy. 🙂