Jeszcze parę dni, a szczenięta zaczną samodzielnie jeść z miseczek. Nie mogę się już doczekać tego dnia, bo widok siódemki przyssanej do sutek Niny nasuwa mi tylko jedną myśl: „zjedzą matkę!”. Nina wprawdzie karmi ofiarnie swoją gromadkę, ale jej wysiłek przy tej akcji jest nie do przecenienia.
Maluszki rosną ładnie, jak widać na załączonym zdjęciu. Jedzą, śpią i wyglądają na szczęśliwe. A fotka dzisiaj tylko jedna, bo wpis spontaniczny, właściwie nie planowany, spowodowany licznymi kontaktami z chętnymi na szczenię. Jestem zmęczona i nieźle poirytowana ludźmi traktującymi hodowcę niemalże jak sprzedawcę sprzętu AGD, zainteresowanych wyłącznie ceną, oraz informujących mnie przez messengera, że mieszkają w miarę blisko, więc chcą przyjechać i zobaczyć maluchy. Odpowiem hurtem: nie ma możliwości oglądania tak małych szczeniąt i doprowadzanie do ogromnego stresu ich matki. Najwcześniejsze, możliwe odwiedziny to dopiero za dwa tygodnie, o ile w ogóle. Mamy przecież PANDEMIĘ!
Ludzie drodzy, weźcie pod uwagę, że suka – matka może sobie nie życzyć obcych ludzi przy swoich maleńkich oseskach, że maluszki mogą być jeszcze psychicznie nie gotowe na wizyty, że najważniejszym jest teraz dla szczeniąt i psiej mamy, święty spokój. Ja doskonale rozumiem, że ewentualni, przyszli chętni na szczenięta chcieliby je jak najszybciej zobaczyć i to dla nich występuję z propozycją zatelefonowania do mnie, celem uzyskania jak najwięcej informacji, ale zwykle kontakt do mnie urywa się po podaniu numeru telefonu, czego w żadnym razie pojąć nie mogę. Mogę za to nie odbierać sms’ów, nie czytać zapytań z komunikatorów, nie odpowiadać na obcesowe e-maile, co z dniem dzisiejszym postanowiłam czynić. Ci, którym będzie zależało na kontakcie ze mną, jako z hodowcą, drogę do mnie znajdą.
I to by było na tyle
Marta
Przepiękne maluchy, niech zdrowo rosną i się rozwijają 🙂