Paloma i Czarli. Mopsy

Mopsiczka Paloma została została zakupiona w Warszawie w renomowanej, dużej hodowli. Miała wówczas niespełna osiem tygodni. W samochodzie, podczas jazdy do Wrocławia siedziała przez calą drogę jak trusia na kolanach mojej matki. Wydawać by się mogło, że szczenię dobrze znosi podróż. Ale to nie było tak: ona po prostu się bała. W domu chowała się w najciemniejszy kącik. Na pewno jej kontakty z ludźmi u hodowcy były znikome. Szczenię kennelowe. Po paru dniach zwierzątko przyszło do siebie i stało się nawet rozrabiaką. Zamiast siusiać na przygotowane gazety, roztrącało je po całym domu. Nauka porządku szła opornie i bardzo długo nie można było przekonać Almy, że chodnik w przedpokoju to nie trawka. Głupio było wołać, Palomo na takie maleństwo. Została więc nazwana Almą, choć ci, co znali jej żywe, powiedziałabym zwariowane usposobienie, mówili, że to Palma. Mój syn, Tomek podsunął kiedyś myśl wołania jej Paula, ale za późno; już wszyscy byliśmy dobrze przyzwyczajeni do Almy. Może to imię jest zbyt pospolite w pieskim świecie, ale dostojne. Alma, przyszła matka rodu! Opanowaną suczką Alma nigdy nie była. Żaden z psów nie zrywa się przy byle hałasie z takim jazgotem jak Alma. I jak tu wierzyć słowu pisanemu, że mopsy są wyjątkowo opanowane! Piszą eksperci tej rasy, że mopsy nawzajem bardzo się lubią i tak garną jeden do drugiego, że nawet kiedy śpią, to razem ze sobą, ciasno przytulone.

W przypadku naszych mopsów było inaczej. Przede wszystkim Czarli przywitał Almę z dezaprobatą, bez serdeczności (nie tak jak witała go Lilka). Fukał gniewnie i omijał szczenię. Potem je polubił, ale bez przesady.

Z biegiem czasu Alma ładniała, główka nabierała właściwego kształtu, mordka suczego wyrazu, stopniowo pojawiły się zmarszczki na czółku, a i figurka zrobiła się wcale, wcale. Na wystawach prezentowała się ładnie i chętnie, najpierw uzyskała championat młodzieży, a potem już dorosły.

Nadszedł czas, kiedy Alma powinna zostać matką. W Związku Kynologicznym usiłowano wmówić pewnego czarnego mopsa, jako reproduktora. Mama uparła się, że chce kryć sukę własnym psem. jej rozmówczyni nie dawała za wygraną:

– Ależ ten czarny mops jest bardzo piękny.

– Mój beżowy samiec jest również piękny i wolałabym mieć po nim jasno umaszczone szczenięta – nie dawała się.

– No to proszę przyprowadzić tego psa, obejrzymy go.

Mama szybko przywiozła Czarliego. Jak go panie w Związku Kynologicznym zobaczyły, to wycofały się ze swojej propozycji. Powiedziały tylko, że można by w skierowaniu Almy do Czarliego, wymienić jeszcze drugiego psa jako rezerwowego reproduktora. Moja rodzicielka odpowiedziała dumnie:

– Dziękuję, jest to zbędne.

Po tej rozmowie zaczęła traktować przyszłe krycie Almy, jakby to była dla niej kwestia życia i śmierci. No bo co by było, gdyby Czarli nie sprostał mężowskiemu obowiązkowi. Już wcześniej poznaliśmy jego ciężki charakter pod tym względem, bo już miał za sobą krycia innych suk. Podobno słabe libido stanowi jedną z cech mopsów. Poza tym miewają trudności w obłapianiu suki swoimi krótkimi nóżkami, nie łatwo też bywa grubaskowi wywindować się na grubaskę. Czarli dotąd przystępował do sprawy nawet z wigorem, lecz nie zawsze umiał obsłużyć przybywające do domu damy. Damy też nie zawsze bywały hormonalnie przygotowane na prokreację. A teraz, jak to będzie z Almą? Jest z nią zżyty, jak brat z siostrą. Czy w odpowiednim momencie „zagra” jego męskość?

Poradzono, aby Czarli był odseparowany od Almy aż do jej dnia płodnego. Idąc z duchem czasu, mama zwróciła się do weterynarza o wyznaczenie okresu płodnego u jej suki. Podczas drugiej wizyty, lekarz zapewnił, że już teraz, w dziewiątym dniu cieczki właściwy moment nadszedł. Czarli został z powrotem sprowadzony do domu. I nic. Niby się interesował suką, ale ona niezbyt chciała zaznać z nim szczęścia. Po następnych trzech dniach nic się nie zmieniło.

– Co robić – pytałyśmy lekarza.

– Ano proszę przyjść z psem i suką.

W klinice weterynarz zrobił Almie sztuczne zapłodnienie. Jednak uprzedził o małej skuteczności takich zabiegów. Radził jeszcze ponowić próby z kryciem. I znowu dzień za dniem upływał bez oczekiwanych rezultatów. W końcu po 16 dniu cieczki Alma wystąpiła przed Czarlim ze swoimi zalotami i doszło do krycia, jednego, drugiego i trzeciego. Hodowcy mówią, że u suki znakiem gotowości, jest odstawianie na bok ogona, kiedy się dotknie jej grzbietu. Alma taki gest robiła i bez cieczki. Nieomylnie natomiast sygnalizowała chęć kopulacji ruchami obrzmiałego sromu „w te i we wte”, co określałam jako upą-minki ku Czarliemu.

C.D.N.