Hania, jak to się mówi, na „ostatnich nogach”. Nie wiem skąd wzięło się to powiedzenie, ale przypuszczam, że od niechęci poruszania się na własnych kończynach. Stan „ostatnich nóg” trwa u niej od połowy tego tygodnia: nie chodzi, ale pomału kroczy, trudno namówić ją na wyjście z domu. Śpi znacznie więcej niż zwykle, najczęściej w skrzyni (tej, w której urodzi szczenięta), chociaż wolałaby na sofie, ale to już nie ten czas i nie potrafi się na nią wdrapać ani tym bardziej wskoczyć. Brzuch jest duży i ciężki. Dobry apetyt skończył się wraz z przyrostem brzucha, zaczęły się fochy i grymasy: to by może zjadła, a może raczej tamto. Dogadzam jej jak tylko mogę, porcje rozdzieliłam na pięć niewielkich, a w menu zawsze sprawdzająca się mielona wołowina, ziemniaczki purée (ryżu i kasz Hania nie lubi!) oraz warzywa.
Termin porodu mamy obliczony na 28 maja, ale wygląda na to, że psie dzieci pojawią się parę dni wcześniej. Na razie w napięciu i emocjach czekamy na to wielkie wydarzenie.
Marta
Panna Grubcia. 🙂
ślicznotka
pozdrawiam
Danka
Ależ radosny grubasek ??
Super sunia. 🙂